Ostatnio przeczytałem post Dominiki Świąteckiej p.t.: "Odsłanianie siebie ... Czyli doświadczenie sesji fotograficznej." Dominika pisze blog o kobietach i dla kobiet ( coniecokobieco ). Sposób jej opisywania ujmuje mnie ... więc chciałem się podzielic tym z Wami. Ponieważ lepiej nie napisałbym tego niż ona, więc ją zacytuję. Z racji tego, że post ten dotyczy bycia fotografowaną ... znalazł miejsce na moim blogu.
Zapraszam w imieniu swoim i Dominiki.
Odsłanianie siebie... Czyli doświadczenie sesji fotograficznej.
"Teoretycznie nie było konkretnego powodu po co, dlaczego i w jakim celu… Zaczęło się od tego, że znałam kogoś, kto akurat fotografuje i robił sesje zdjęciowe kobietom… Mieszkaliśmy wtedy w Londynie i – z niewytłumaczalnych, nienazywalnych powodów – poczułam, że chcę mieć zrobione zdjęcia. Chcę sesję zdjęciową. Po co? Za diabła nie wiedziałam. Ale tak czułam, więc poszłam za tym… Na miejscu okazało się, że aparat teoretycznie przyjmie wszystko, a dobry fotograf – po prostu zrobi dobre zdjęcia, ale w tak zwanym międzyczasie…, w tak zwanym międzyczasie trzeba się odsłonić… I tak, zdjęcie za zdjęciem – powoli rozbierałam się ze wstydu, z nieśmiałości, ze skrępowania, z pytań „po co to robię”, by już tylko się tym bawić. Na tyle oczywiście, na ile wtedy mogłam i potrafiłam… Na ile moja dojrzałość i kobiecość były gotowe. Pamiętam to niesłychane wrażenie, gdy Tomek (Tomek Zdankowski – fotograf, który jako pierwszy robił mi sesję zdjęciową) pokazał mi na swoim aparacie zwiastun tego, co napstrykał. Pamiętam moje zdziwienie. Zaskoczenie. Niedowierzanie. To ja? Ja? Taaaaka? Niesłychane uczucie.
Każda z nas ubrana jest w swoje kompleksy, wycofania, czasem nadmiarowo skupiona na swoich niedoskonałościach, zapatrzona w deficyty i negująca odbicie w lustrze z powodu niewystarczającej kompatybilności z okładkowymi kanonami kobiecej urody… Głupie, niepotrzebne i niedojrzałe myślenie…, które jednak bardzo rozumiem, bo za czasów tej pierwszej sesji – w znacznej mierze uszyta byłam z większych i mniejszych kompleksów… I wówczas ten zachwyt – gdy oglądałam zdjęcie, na którym ja, zupełnie znośna, zupełnie fajna baba… Niesamowity zastrzyk pozytywnych bodźców, jak upragnione przytulenie, gdy najbardziej potrzebne. I możliwość spojrzenia na siebie z dystansu. Z boku. Oczami kogoś. Oczami aparatu. Fotografa. Swoimi. Na zdjęciach ja –kobieta, ja-człowiek; ja-roześmiana, ja-zamyślona, ja-głupkowata, ja-skrzywiona, ja… - różnorodność min… Ja – obserwowana z dystansu… Możliwość wybicia się z wsobnych, jakże często niekompatybilnych z rzeczywistością, wyobrażeń o sobie samej. Z tych ram, w które wbiła nas rodzina, koledzy z lat dawnych i – co bardziej prawdopodobne – koleżanki, wszyscy ci bardziej nieprzychylni, zazdrośni, zawistni, niepoukładani w sobie… Możliwość strzepnięcia z siebie wizji siebie samej z czasów minionych, swojej własnej dziecięcości, dziewczęcości, by zobaczyć kobiecość: rodzącą się, dojrzewającą, dojrzałą… Naprawdę cenne doświadczenie.
Równie cenne jak sam moment uczestnictwa w sesji. Puszczania się: wyzbywania się wstydu, zdejmowania blokad, uczenia się otwartości w patrzeniu w obiektyw, odsłaniania się przed kimś obcym - fotografem, sprawdzanie swojej zdolności bawienia się i grania sobą, swojej swobody, naturalności… I to bajkowe uczucie bycia „modelką”: teraz oto jestem. Ja i moje włosy, moje oczy i usta, mój uśmiech, moja radość, mój sexapil, moje grymasy i kolory ubrań… Ciekawe doświadczenie. I tak naprawdę bardzo pouczające. I bardzo dalekie od „powierzchownego”. W moim odczuciu – dla kobiet – niezwykle cenne. Zdecydowanie warte przeżycia.
Jakiś czas temu, spotkałam kolejnego fotografa – Patryka (Patryk Chmielewski). Spotkaliśmy się, gdy ja i dużo bardziej świadoma, i nieporównywalnie bardziej osadzona w sobie samej, siebie znająca, rozumiejąca i akceptująca z tzw. całym dobrodziejstwem inwentarza i on – hmm… z pasją i talentem. I znów – wątek sesji. Chciałam zdjęcia. I mimo wszystko bałam się ich. Minęły lata od Tomkowych sesji i …jakiś niepokój… Moja niepewność co do założeń samej fotografii. Jaka być powinna. Czy powinna chwytać to, co się zadziewa, czy pozwalać rzeczom dziać się troszkę interweniując w ustawienia modelki. I pierwsza sesja, w której ja taka zwykła, swoja, zwyczajna, codzienna, niemalże z marszu. Najpierw spłoszenie, niepewność, a potem już tylko zabawa, bycie po prostu - z tą różnicą, że bycie przy tym fotografowaną. Sama sesja jest zabawą. Ciekawym doświadczeniem, które szczerze polecam każdej kobiecie. Tym, które nie do końca się czują ze sobą pewnie, bo sesja z dobrym fotografem, sam proces bycia fotografowaną to jak mini terapia, która pozwala się w sobie trochę rozsupłać, pootwierać, siebie samą oswobodzić, poszperać w swojej kobiecości. I tym, które są siebie świadome, by dać sobie chwile tylko dla siebie, by zatrzymać ten moment, w którym jesteśmy takie właśnie, w którym nam ze sobą dobrze.
I zdjęcia. Hmmm.. zdjęcia… Patrykowe sesje wywołały moje ponowne zadziwienie, jaka ja, jak się zmieniam, jak dojrzewam. Pomniejsze zmiany, które, niby niezauważalne, a czynią mnie aparycyjnie dojrzalszą. Obserwowanie siebie z zaciekawieniem. Uczenie się siebie na nowo, na spokojnie. Poprzez oglądanie siebie. Zupełnie inaczej, niż w przelotnym spojrzeniu w lustro podczas tuszowania rzęs w biegu do pracy. Uczenie się siebie, zapamiętywanie, rosnąca samoświadomość. Przyjemne uczucie. Bardzo rozwijające, zwłaszcza, gdy stać nas na życzliwość dla siebie samej. Oglądanie siebie na takich zdjęciach to też rodzaj swoistej podróży w siebie, przez siebie, fajna lekcja o sobie samej. I – tak mniemam – wielki prezent dla siebie na odległą przyszłość. Jakiś czas temu byłam na cudownym babskim spotkaniu, gdzie spektrum wieku było szerokie, dzięki czemu energia wspaniale zróżnicowana i niekończąca się ciekawość rozmów poprzez wymianę przeróżnych doświadczeń. I – jedna z nas – najstarsza w towarzystwie, wyjęła naręcze fotografii swoich przeróżnych, takich na których była rozkosznym berbeciem, dziewczynką w plisowanej spódniczce idącą ze szkoły, kobietą w wieku –eści, itp., itd. Pośród fotografii były i takie, które były robione przez fotografów profesjonalnych… I akty. Mmmhhh… niesłychane wrażenie. Nawet ja czułam roztkliwienie, zachwyt i jakąś magię zatrzymanej chwili. Natomiast dla tej kobiety – to reminiscencje momentów, wspomnień, przeżyć, kształtów jej ciała, związanych z tym doświadczeń i zapachów… te wszystkie cudowne życiowe ulotności, które wspaniale, gdy można zatrzymać, złapać – po to, by móc się z nich o sobie uczyć, a z czasem – z czułością do nich wracać…
Zarówno Tomkowi, jak i Patrykowi - za cudowne doświadczenia i przepiękne zdjęcia - OGROMNIE DZIĘKUJĘ!!!"
Na końcu umieszczam linki do sesji z Dominiką ...
* "Na jednej z dzikich plaż"
* "Dwie Asie i jedna Dominika"
* "Siostrzana sesja"
* "W świetle reflektorów ... czerwony"
* "Burleska w Olsztynie"
Sesji było dużo więcej ale nie zostały opublikowane ... może kiedyś :-)
A
Zarówno Tomkowi, jak i Patrykowi - za cudowne doświadczenia i przepiękne zdjęcia - OGROMNIE DZIĘKUJĘ!!!"
Na końcu umieszczam linki do sesji z Dominiką ...
* "Na jednej z dzikich plaż"
* "Dwie Asie i jedna Dominika"
* "Siostrzana sesja"
* "W świetle reflektorów ... czerwony"
* "Burleska w Olsztynie"
Sesji było dużo więcej ale nie zostały opublikowane ... może kiedyś :-)
A
Nie dość, że TAAAAK wygląda (foty z burleski i zamieszczone przez Ciebie linki z poprzednich sesji), to jeszcze pisze i ma wiele do powiedzenia.
OdpowiedzUsuńMiałeś szczęście znaleźć niesamowitą kobietę!
Gratuluję sesji z nią! Naprawdę dobre. Nieudawane.
pozdrawiam
Rem.