środa, 3 lutego 2010

Fatum :-)

Byłem umówiony na dzisiaj z modelką na akty w zimowym plenerze.
W głowie urodziły mi się dwa pomysły:
Zdjęcia na łyżwach na zamarzniętym jeziorze i ujęcia w futrze na żelaznym moście kolejowym.
Wczorajszy ranek przyniósł ze sobą słońce.
Idąc tym tropem pomyślałem, że dzisiejszy też przyniesie ...
Niestety, nie przyniósł.
Przyniósł za to dzisiejsze fatum.
Rano byłem umówiony na 8:30.
Okazało się, że guziczek od alarmu w samochodzie zaciął się i nie byłem w stanie otworzyć samochodu.
Dioda ciągle się świeciła i zdawała się pomału wyładowywać baterię w pilocie.
Więc pobiegłem do mieszkania, rozkręciłem pilota nożem i udało się odblokować guzik.
Kilka minut w plecy, a potem kolejne kilka, bo zima kolejny raz w tym roku zaskoczyła kierowców.
haha



Dotarłem na miejsce, odebrałem Sylwię i pojechaliśmy w mój plener, który miałem już przygotowany w głowie od dłuższego czasu.
Około 40km od punktu "zero".
Dotarliśmy na miejsce.
Niestety samochód nie dojeżdża w takie rejony, więc zostawiliśmy go w bezpiecznym miejscu i podążyliśmy w stronę zamarzniętego jeziora.
Wyszedłszy na wzniesienie pagórka, naszym oczom ukazało się jeziorko ...
w najlepsze ... wśród białej szaty górek i pagórków falowało na wietrze.
Było nieskazitelnie czyste, mieniące się i zapewne zimne i mokre, ale za cholerę nie zamarznięte.
No tak ... dziewczyna była już gotowa się rozbierać do ujęć, a tu nic z tego :-)
Łyżwy na nic by się zdały.
Zaproponowałem, że pojedziemy na Pogorię IV i tam pośmiga na łyżwach.
Co prawda ten drugi plener był oddalony o dobrych kilkadziesiąt kilometrów, ale trzeba było ratować sytuację.
Po drodze trafiliśmy na wielki żelazny most kolejowy.
Nadmienię tylko, że wdrapanie się na nasyp kolejowy graniczyło z cudem, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo, tak?
Gdy tylko moja modelka się przebrała ... a raczej rozebrała i ustawiła się w wyznaczonym miejscu na moście, nadjechał pociąg.
Co on tam robił w tym miejscu?
Ten pociąg.
Na torach kolejowych?
O tej porze roku?
hallo!
Potem udało się wykonać kilkadziesiąt ujęć.
Choć aparat się czasem przycinał z zimna, zapewniam Was, że zdjęcia wyszły rewelacyjnie.
(Jak tylko się trochę odrobię to oczywiście nie omieszkam wrzucić na blog.)
Dodatkowo dodam, że bieganie po moście nago o tej porze roku, zalicza się raczej do sportów ekstremalnych.
Ale Sylwia dała radę :-)
Wielki szacunek za poświęcenie.
Nie było czasu na wkładanie ubrań, więc w samym kożuchu i butach Sylwia walczyła z nasypem kolejowym - tym razem w drugą stronę :-)
W samochodzie ogrzewanie na full i kolory na skórze zaczęły wracać do ludzkich.
W międzyczasie wykonałem telefon do mojego znajomego - który łowi sobie ryby przez cały rok - aby nie popełnić kolejny raz tego samego błędu z "płynącym" jeziorem.
Jerzyk potwierdził, że wszystkie Pogorie ( a jest ich kilka) są zamarznięte w cholerę.
No to super.
Nareszcie uda nam się zrobić fotki na łyżwach.
Kilkanaście minut później w nasze dotychczasowe, spokojne życie wtargnęło fatum kolejny raz.
Po pierwsze, gdy wjechałem samochodem na Pogorię (co czyniłem już niejednokrotnie) zakopałem się w śniegu i piachu.
Pomimo moich umiejętności wydobywania się z zasp śnieżnych, nic nie pomogło.
Żeby sprawa była jasna do jeziora zostało nam około 300m.
Zadzwoniłem po pomoc w postaci Manfreda wraz z jego samochodem i dodatkowo: łopatą do odgarnięcia śniegu spod kół i linką do holowania.
Ten poinformował mnie, że najwcześniej dojedzie za godzinę.
No cóż lepiej za godzinę, niż wcale
haha


Zakopany Ford. Ale reklamna na aucie musi być.





My w tym czasie postanowiliśmy dojść do jeziora i porobić zdjęcia numer jeden dzisiejszego dnia.
To 300m do jeziora było dość ciężką drogą, tym bardziej w łyżwach w samym futrze i z miotłą do odgarnięcia lodu spod śniegu.
A na tak otwartej przestrzeni nieźle wieje.
Musiałem zatrzymać tę chwilę, bo Sylwia wyglądała przezabawnie.
Oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że wcale wesoło nie było.
Ale pośmialiśmy się trochę i szukaliśmy widocznej granicy pomiędzy brzegiem a wodą, a raczej lodem. A może raczej wodą?
No wiecie, linią brzegową jeziora.




Doszliśmy, znalazła się :-)
Okazało się, że i owszem jezioro jest zamarznięte i to może nawet na kilka metrów w głąb, ale pod powłoką śniegu znajdowała się 5 cm warstwa roztapiającego się lodu, co w rezultacie dawało się odczuć jako niezłą ciapletę *, po której w żaden sposób nie dało się poruszać na łyżwach.
Mało tego, 5cm ciaplety wystarczy, aby przemokły buty i skarpetki.
(To już kolejny raz podczas sesji. Kupię sobie relaxy, słowo daję.)

(*CIAPLETA - błoto powstałe w wyniku pomieszania roztapiającego się lodu i śniegu - nic fajnego)





Tym razem moja modelka musiała poudawać trochę, jakie to świetne warunki panują na tym lodowisku. Na tych zdjęciach futro już nie było potrzebne, tylko czapka, łyżwy i rękawiczki.
Otwarty plener na jeziorze, a do tego lutowa temperatura ...
nie muszę opisywać, jakie przeżycia towarzyszyły mojej łyżwiarce.
Zdjęcia wyszły ślicznie :-)
Po powrocie do auta zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie :-)
Ja w roli ratującego auto z zasp, a Sylwia w dalszym ciągu jako modelka.







W samochodzie ogrzewanie na full i znowu powrót do żywych.

Manfred jeszcze się nawet nie wybierał w naszą stronę, co stawiało nas w kłopotliwej sytuacji.

I tak siedząc , opowiadaliśmy sobie o życiu :-)

Nagle we wstecznym lusterku ukazał się jakiś samochód, jak się domyślam pragnący popełnić ten sam błąd co ja, tzn. dojechać do jeziora. Niestety nie mógł się dalej przemieścić, bo stałem na jego drodze.

Pan musiał wycofać, choć ta sztuczka nie przyszła tak łatwo jak myślał. Też się zakopał, no więc ja popchnąłem jego, a potem ja i on popchnęliśmy Sylwię. tzn. auto, w którym siedziała Sylwia :-) Udało się!

Dotarliśmy do domu.

Taki to dzisiaj był dzień ... pełen niespodzianek.








Podsumowując:
Jestem bardzo zadowolony z dzisiejszej sesji.
Sylwia spisała się na medal.
Wielki szacun dla niej za odwagę wobec zimna panującego o tej porze roku.
Gorące podziękowania dla pana, który popychał.
Efekty naszej pracy do wglądu na blogu za kilka dni.

13 komentarzy:

  1. Jakaż praca fotografa jest trudna...

    OdpowiedzUsuń
  2. i ani jednego choćby dobrego zdjęcia. A modelka fajna

    OdpowiedzUsuń
  3. i kazdy popychal Sylwie hi hi, alez praca fotografa jest swietna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gilu mój Ty ulubiony kreatywny krytyku fotograficzny, jedyny mój :-)
    Pragnę, abyś był mym mentorem i przewodnikiem w dziedzinie fotografii.
    NIe wiem, czy jestem godzien, ale prowadź mnie!
    Pokaż mi choćby jedno swoje dobre zdjęcie; a modelka nie musi być fajna.

    OdpowiedzUsuń
  5. i zapomniał pan pozdrowić :D
    Pozdrawiamy gila i inne dzieci polsatu (nie to że mam coś do polsatu albo ich reklam)

    OdpowiedzUsuń
  6. Albo do ludzi występujących w reklamach :)
    Czekam ze zniecierpliwieniem na obrobione zdjęcia z sesji, zapowiada się ciekawie

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet nie zdajesz sobie sprawy o ile moje zdjęcia są lepsze :) Słaby jesteś i już.

    OdpowiedzUsuń
  8. To nie jest blog Gila więc nie oceniamy jego zdjęć. Po co kometrze skoro można tylko chwalić. To nie naszaklasa nie wszystkie zdjęcia muszą być "słodziutkie".

    OdpowiedzUsuń
  9. To niech gil poda swój blog albo stronę w necie to go ocenimy z miłą chęcią

    OdpowiedzUsuń
  10. Może nie wszystkie foty są perfekcyjne, ale jak zapewne na początkującego fotografa to trzecie miejsce w konkursie PLAYBOY-a coś znaczy, a Pan czy Pani Gil nawet się nie pochwali swoim portfolio bo albo jest słabe albo w ogóle nie ma. Po prostu nie ma się czym chwalić.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytaj wyżej: "To nie jest blog Gila więc nie oceniamy jego zdjęć" - wystarczy czytać ze zrozumieniem. Krytyk filmowy nie kręci filmów ale za to komentuje pracę innych. Zatem Gil może mieć swoje zdanie na temat zdjęć.

    OdpowiedzUsuń
  12. No ale krytyk filmowy w postaci gila je kręci
    "Nawet nie zdajesz sobie sprawy o ile moje zdjęcia są lepsze"
    Więc nie powinien się wypowiadać w tai sposób lub pokazać swoje zdjęcia

    OdpowiedzUsuń
  13. Gil jest pusty jak bęben maszyny losującej przed zwolnieniem blokady.
    A Gila stara ma zero znajomych na naszej klasie i przeszła "Need for speed" na pieszo! A do tego myśli, że kolejna liczba po "dziesięć" to: "szukam".
    Dajmy sobie spokój z Gilem na tym blogu.
    Dzieci Neo!! Nic na nich nie poradzimy.

    Adrian K.

    OdpowiedzUsuń