poniedziałek, 18 stycznia 2010

Fotografia ślubna w górach. Iwona i Łukasz. Piękny, zimowy plener.

W minioną sobotę umówiłem się z młodymi na zaległą sesję w plenerze.
Ślub odbył się 26 grudnia (mogliście obejrzeć przygotowania przed tym ślubem).





Mógłbym powiedzieć, że to była ostatnia sesja, kończąca stary rok.
Wolę jednak stwierdzenie, że to była pierwsza, doskonała sesja zaczynająca nowy rok i nowy sezon ślubny :-)


Trochę zwlekaliśmy ze zdjęciami.
Było to jednak podyktowane oczekiwaniem na idealną pogodę.
Zarówno młodzi, jak i ja mieliśmy wieeelkie wymagania co do Matki Natury.



Dużo śniegu ...
Mroźno ...
Słonecznie ...
Koniecznie niebieskie niebo.





Tak czekaliśmy i czekaliśmy, aż w końcu stwierdziliśmy, że trudno. Poradzimy sobie bez słońca.
Spakowaliśmy manatki i udaliśmy się do Ustronia i Wisły.




Stojąc w małym korku przed Ustroniem okazało się, że w oddali przecierają się promienie słoneczne.
Im bliżej gór, tym niebo stawało się bardziej niebieskie :-)







Nie mogliśmy sobie zamówić ładniejszej pogody :-)




Młodzi nie dzierżyli na sobie jakichś ciepłych, specjalnych zimowych ubrań.
Czasem nawet zrzucali wierzchnie okrycia.




Ja tym razem miałem spodnie do snowboardu, kurtkę do przeciorania po śniegu, czapkę i specjalne rękawiczki, które ostatnio zakupiłem (mogę w nich obsługiwać funkcje aparatu).
Tylko buty się nie spisały, bo po pierwszym plenerze, aż do końca sesji miałem mokre skarpetki.

bywa ...






Na Równicy, znalazł się bardzo miły pan, który zaproponował Państwu Młodym darmowy przejazd wagonikiem.






Ja się nie załapałem :-(
haha
Ale nie o to chodziło, żebym ja jeździł, tylko żeby wyszło takie ujęcie :-)






Z Równicy zjechaliśmy do Wisły.





Tam na wisząco - gibiącym się moście spędziliśmy kilka minut.







Trzeba przyznać, że mróz oraz wilgotność powietrza, która docierała do nas w płynącej pod nami Wisły dawała się we znaki.




A na zdjęciach nic nie widać :-)




Tradycyjnie.
Uśmiechy od ucha do ucha i dobra zabawa.




Stwierdzili natomiast, że to nie jest łatwe zajęcie takie pozowanie przez kilka godzin.




Ale ja nie mówiłem, że będzie łatwo, tak?
:-)




Za to efekt końcowy, czyli album ze zdjęciami powinien zrekompensować zmęczenie, odmarznięte palce i głóg jaki nam towarzyszył tego pięknego dnia w górach.




Staram się zaraz po sesji wrzucić od kilku do kilkunastu zdjęć na blog, żeby młodzi choć troszkę nacieszyli oko.
To była mała zachęta, teraz pozostaje oczekiwanie na całe moje dzieło.



Pozdrawiam serdecznie Was ...
Iwonko i Łukaszu ...
Zrobiliście kawał dobrej roboty.
Teraz ja biorę się do pracy.

1 komentarz:

  1. Naprawdę udana sesja fotograficzna. Radość i ciepło bijące od młodych i zimowa aura to prawdziwy kontrast a tak do siebie pasujący.
    Cudowna pamiątka dla potomków.
    Czekam na sesję: ciąża i radość z narodzin dziecka. ;-)

    OdpowiedzUsuń